środa, 11 września 2019

Daniela Zborowska-Lipińska /Polska aktorka, rodem z Warszawy, mieszkanka Teleśnicy w Bieszczadach

Daniela Zborowska-Lipińska /Polska aktorka, rodem z Warszawy, mieszkanka Teleśnicy w Bieszczadach

Świat jest pełen pięknych ludzi, tylko trzeba chcieć ich poszukać. W Bieszczadach  w Teleśnicy spotkaliśmy taką postać jest nią Daniela Zborowska.

Niewiele znajdziemy o niej w internecie, choć istnieje nie do końca jak widać uzasadniony pogląd, że jeśli w nim czegoś nie ma, to zwyczajnie to nie istnieje. Przeglądając wyszukiwarkę mam ważenie, że Daniela narodziła się w Bieszczadach. Przeczytać o niej możemy głównie za przyczyną jej aktualnej działalności w Towarzystwie Przyjaciół Miasta Ustrzyki Dolne i jej misji teatralnej realizowanej w ramach „Bieszczadzkiej Sceny Senioralnej”.
Jej życie to ciekawa przygoda i droga, usłana jak to często bywa trudnościami, ale przede wszystkim przesiąknięta pasją. Nie tylko do zawodu, ale pasją do życia.  Życie można przeżyć byle jak, bo jakoś trzeba skoro na ktoś tu postawił albo właśnie przeżyć pięknie. Daniela właśnie je tak przeżyła – pięknie i wierzę, że jeszcze ma przed sobą wspaniałe lata, bo nie marnuje czasu na nic nie robieniu. Jej życie to nie pęd, lecz smakowanie i spełnianie poprzez pasje w tym, co piękne i czyste. Tak się złożyło, że w życiu Danieli pasjami i przymiotami ich spełniania stały się przyroda i sztuka. Daniela ma bardzo szerokie horyzonty zainteresowań i wyobraźni. W swoim domu ma ponad 6 tys. książek, prenumeruje kilkanaście gazet, o różnej tematyce od sztuki po publicystykę, a poprzez Towarzystwo Przyjaciół Miasta Ustrzyki Dolne spełnia się społecznie i artystycznie. Mimo swoich sędziwych lat jest bardzo sprawna ruchowo i umysłowo, prowadzi samodzielnie swoje gospodarstwo i sama załatwia swoje sprawy a po pięknych Bieszczadach porusza się samochodem. Niezależność i zaradność w jej życiu były ogromnymi walorami, bo pomimo artystycznej duszy, umiała podchodzić do niego realnie. Rozumiejąc procesy, politykę i swoje pasje.  

Danielę poznajemy latem 2014 r., umawiamy się na kawę i szarlotkę w barze Piwniczka w Ustrzykach Dolnych. Na spotkanie oczywiście przyjechała swoim samochodem. Niewiele wówczas chciała mówić o sobie, cały czas nakierowywała nas na to, co robi dziś wspólnie z członkami Towarzystwa Miłośników Ustrzyk Dolnych. Zaskakuje nas tym, stereotyp mi podpowiadał, iż zapewne będzie chciała właśnie głównie mówić o sobie i z rozrzewnieniem wracać do przeszłości. Nic bardziej mylnego. Daniela ma dystans do siebie i swojego zawodu. Zawsze miała swoje cele, do których dążyła i w których się realizowała. Nie jest typem diwy filmowej, choć to niezwykle piękna kobieta. Do dziś z młodzieńczej urody pozostało jej bardzo wiele. To, co w niej hipnotyzuje to jej skrzące i uśmiechnięte oczy, które potwierdzają, że życie sprawia jej przyjemność i jej apetyt na nie nie słabnie. Kiedyś Jan Budziaszek, perkusista zespołu Skaldowie powiedział, …”kto kocha jest piękny” i tak właśnie jest z Danielą, kocha i jest kochana, dlatego aura wokół niej jest tak miła dla drugiego człowieka. 
Kiedy pytam czy nie tęskni za Warszawą, za miejskim rytmem, za bogactwem wydarzeń kulturalnych i intensywnym życiem odpowiada. „W Warszawie droga pani to umierają moi przyjaciele, ciągle czytam w prasie ich nekrologi”. Cóż miała znaczyć ta odpowiedź? Wspólnie spróbujmy, choć trochę poznać naszą bohaterkę. 
Kim jest pogodna, z iskierkami w oczach urocza dystyngowana w dojrzałym wieku Daniela Zborowska? 
Daniela urodziła się w Warszawie, tam ukończyła szkołę podstawową i liceum o profilu matematyczno-fizycznym, o tym kierunku zadecydował ojciec mówiąc, iż po niej będzie mieć „umeblowane w głowie”. Matura poszła jej dobrze, o kolejnej szkole i jej kierunku znowu zadecydował ojciec, zdała na studia na wydział filozofii Uniwersytetu Warszawskiego „najpierw niech rozwinie horyzonty, a później wybierze zawód” powiedział. Po czteroletnich studiach znowu ojciec zadecydował, że przynajmniej rok powinna pomieszkać w Krakowie, gdyż jak stwierdził „każdy Polak powinien poznać Kraków”. Tak też się stało zamieszkała u wujka i poznawała Kraków… Rodzice zawsze próbowali wpływać na jej życiowe wybory, ale tym razem mądrze musieli ustąpić, ponieważ Daniela zadecydowała, że pójdzie do szkoły teatralnej. W domu była niezła awantura, ale koniec końców ojciec zakończył ją słowami „niech sama zadecyduje”. 

Zatem zadecydowała, zdała egzaminy do Warszawskiej Szkoły Teatralnej. Kunsztu zawodu uczyli ją przedwojenni aktorzy, „jacy to byli wspaniali ludzie”. Pierwsza jej praca w zawodzie to Teatr im. Osterwy w Lublinie. Przepracował w nim 4 sezony.  W swoim życiu zawodowym grała obok takich nazwisk jak Jan Machulski, Stanisław Mikulski, Irena Kwiatkowska, Lucyna Suchecka, Zbigniew Czeski, Witold Lisowski. Podczas pracy artystycznej poznała osobiście Jarosława Iwaszkiewicza i Mirona Białoszewskiego, z którymi znajomość bardzo sobie ceniła. Kilka sezonów artystycznych przepracowała w Teatrze Klasycznym w Warszawie, jako asystentka Adama Hanuszkiewicza. Pracowała także przez dwa lata w Teatrze Telewizji. Tam właśnie poznała niezwykłą postać, jaką był prof. Aleksander Gieysztor, ówczesny wiceprzewodniczący komitetu odbudowy Zamku Królewskiego i jego pierwszy dyrektor. To on podczas spotkania w telewizji zaproponował jej pracę na Zamku Królewskim. Twierdził, iż „Warszawa właśnie wraz z Zamkiem musi być odbudowana”. Wspólnie z członkami Związku Literatów i Aktorów Polskich tworzyliśmy tam teatr typu historycznego. „Pamiętam jak zadzwonił do mnie do domu ówczesny viceprezydent Warszawy Michał Szymborski, byłam w łazience, brałam kąpiel, zawołała mnie mama, że jakiś prezydent dzwoni do mnie. Byłam pod ogromnym wrażeniem tej rozmowy. Zapytał „ile pieniędzy potrzebuje pani na ten teatr?” Dostałam na ten teatr tyle pieniędzy ile powiedziałam, no i teatr powstał. 6 razy byłam w Ameryce, bo mój syn mieszkał tam 15 lat. Uczestniczyłam w swoim życiu w różnych zjazdach teatralnych, działałam w Związku Artystów Scen Polskich. Nawet przez jakiś czas była w zarządzie głównym.

Podczas pracy aktorskiej w pierwszym sezonie poznała swojego męża, który był jej wielkim i wiernym wielbicielem. Z tego małżeństwa ma syna, z którym dziś wraz z jego rodziną zamieszkuje piękny drewniany dom z bali w Teleśnicy. Małżeństwo jednak nie przetrwało próby czasu. Daniela wyszła ponownie za mąż za inżyniera budownictwa. To było bardzo szczęśliwe małżeństwo, poznali się, kiedy Daniela zakupiła kamienicę na Żoliborzu, w której należało zrobić jakiś remont, żeby jej nie oszukano zwróciła się do urzędu, wydziału budownictwa i architektury o pomoc. Inżynier, który pomógł jej z ramienia urzędu to przyszły mąż Danieli. Tak oto w technicznych warunkach naradza się miłość, która trwa aż do śmierci jej męża, a mam wrażenie, że śmierć niczego nie skończyła. Mąż pozwalał jej w zupełności spełniać się twórczo, żyli różnymi światami w pracy, a w domu po prostu cieszyli się ze wspólnego obcowania. Mocno przeżyła jego śmierć. Życie samotne w Warszawie w dużym domu bez bliskich coraz bardziej stawało się trudne.
Z nowym otwarciem przyjęła propozycję syna, aby wspólnie zamieszkać w Bieszczadach. Daniela we wspólnym domu ma sporo przestrzeni dla siebie, do realizacji nowych twórczych wyzwań. Ma piękny salon wraz z kuchnią wypełniony meblami z jej domu w Warszawie, półki aż uginają się od książek. Jak na artystkę przystało ma komfortową garderobę z łazienką. Swoje piękne, kochane mieszkanie sprzedała pewnej prezesce firmy z Rzeszowa. Początek życia w Bieszczadach tak wspomina: „Wielkim tirem przyjechałam 21 września 2008, pozostałe rzeczy z mieszkania dojechały jeszcze w październiku. Niedługo po przeprowadzce zaczęły się telefony znajomych z Warszawy: „czyś Ty zwariowała? nagle się wyniosłaś, nikomu nic nie mówiłaś, zerwałaś z nami kontakt”. 

W sumie faktycznie, wszystko wywróciłam do góry nogami i mogło się to zdawać, iż moja decyzja nie jest logiczna. Pamiętam doskonale taki moment, w którym poczułam, iż zrobiłam dobrze. Kiedy zniknęły wszelkie wątpliwości. Nasz dom w Teleśnicy jest wybudowany na takiej ściętej górze, obok biegnie droga z Teleśnicy, lasami polami do Ustrzyk. Ja sobie poszłam tam na łąkę. Kochani, nagle coś się ze mną stało, była piękna pogoda, widzę tysiące kolorów, kształtów, jeden kwiatuszek maciupeńki z żabim oczkiem, z niebieskimi płatkami, drugi większy żółty, tu jakaś jaszczurka, jakiś komar. Zapach niesamowity… Ja zrozumiałam w tym momencie, o czym pisał wg mnie największy polski poeta Bolesław Leśmian. Pierwszy swój tomik poezji z 1919 r. zatytułował „Łąka” i nagle wiem, dlaczego ten tytuł ma tę nazwę i tak się zakochałam w tych Bieszczadach, od tego momentu…Ten tomik leży u mnie, bo ja codziennie sobie te wiersze czytam. Te Bieszczady są tak piękne, i teraz jak ktoś dzwoni do mnie z Warszawy i mówi Daniela coś ty zrobiła, to mu mówię, przyjedź tu i wyjdź na łąkę, to zostaniesz tu i nigdzie nie będziesz chciał wyjeżdżać. 
Nawiązałam wspaniałe kontakty z ludźmi tu na miejscu m.in. z p. Lucyną Sobańską, już różne rzeczy zaczęłyśmy razem robić. Naturalnie swoje pierwsze kroki, skierowałam do Burmistrza Ustrzyk p. Henryka Sułuji, który mnie bardzo gościnnie przyjął, powiedziałam mu, że całe życie przepracowałam w teatrze w Warszawie, mam za sobą dobre i złe recenzje, sukcesy i potknięcia, ale co by nie mówić mam doświadczenie i chciałabym coś tu nadal działać, być potrzebną. Wiceburmistrz Jacek Przybyła natomiast podpowiedział mi, aby założyć stowarzyszenie, wówczas samorząd będzie w stanie czasem takie inicjatywy wesprzeć. I tak powstało Towarzystwo Przyjaciół Miasta Ustrzyki Dolne. 
Mi zawsze sprawiało wielką radość, że ja coś robię. Dlatego teraz jestem taka szczęśliwa, że tu jestem w Bieszczadach, że mam Lucynkę.” Dla Danieli najistotniejszy w statucie towarzystwa jest punkt 8, który jest artystyczną kartą. Towarzystwo ma na celu podnoszenie poziomu kulturalnego i estetycznego środowiska, wdrożenie zamiłowania do badań nad przeszłością miasta Ustrzyki Dolne, promowanie wartości kulturalnych … Towarzystwo powoła, zorganizuje i będzie prowadzić Instytut o nazwie „Unius Libri” (Biały Kruk) – w podtytule: Edukacja i wychowanie poprzez: sztuki piękne, sztukę teatru i filozofię. Celem instytutu jest rozwój duchowy i społeczny człowieka. 
Warto ją poznać, zobaczyć jej spektakl, śledzić działania Bieszczadzkiej Sceny Senioralnej i instytutu „Unius Libri”, bo spotkanie z nią ubogaca duszę. To niezwykła postać, która zawsze ma jakiś plan.
Pani Danielo dziękuję za spotkanie Małgorzata Dachnowicz 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz