Wiele
mediów w ostatnich miesiącach poświęca sporo uwagi Przemyślowi. Do jej grona
dołączył także tygodnik dla Ukraińców w Polsce „Nasze Słowo” z lutego br. Tym
razem głównym bohaterem artykułu jest Mirosław Majkowski - działacz społeczny,
wiceprezes Wspólnoty Samorządowej Doliny Sanu, oraz kierownictwo Stowarzyszenia
WSDS:. Autor Bohdan Huk pisze: „gdy Majkowski został szefem Przemyskiego
Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej, dało mu to zdolność do mobilizowania
ludzi i tym skupiał na sobie uwagę innych.
-
Dziś jest on „pierwszym żołnierzem” faszystowskich ugrupowań Przemyśla i
Podkarpacia. Istnieją takie. Są one jeszcze nieliczne, ale bez nich nie byłoby
„wielkich” spraw i skrajne agresywnych emocji w stosunku do Ukraińców podczas
ataku na pikulicką procesję i okrzyku „Śmierć Ukraińcom!” – pisze Huk.
- Nie
mam powodu, aby nie nazywać faszystowskimi działań, w które był zaangażowany,
skierowanych przeciwko zdrowiu lub życiu osób zaklasyfikowanych jako wrogie –
Ukraińców – czytamy w artykule. - Dzisiejsi faszyści w Przemyślu – to
spadkobiercy komunistów z najbardziej brutalnego okresu: z lat 1944-1947.
Pokrewieństwo zarówno w celu, jak i w metodach – jest oczywiste: oni dążą do
życia w narodowo „czystym” mieście i stosują przemoc – podkreśla Huk. Jego
zdaniem, „wypowiedzi i działania takich jak on [Majkowski.] świadczą o kryzysie
samorządności i demokracji lokalnej w Przemyślu. Dalej czytamy: „Jego osoba
jest przykładem tego, jak w organizacjach Przemyśla w małym środowisku
znajomych pojawia się zgoda na praktyczną ksenofobię. Centrum obecnego ruchu
przeciwko Ukraińcom jest Wspólnota Samorządowa „Doliny Sanu” i bliskie z nią
ugrupowanie „Patriotyczny Polski Przemyśl”. Na ich przedsięwzięcia odpowiada
Młodzież Wszechpolska i Obóz Narodowo-Radykalny. To oni wmanewrowali
Majkowskiego w pytanie skierowane do mieszkańców Przemyśla i ratusza: czy
zgadzacie się na przemoc w przestrzeni publicznej miasta? I nie czekając na
odpowiedź, posunęli się do przemocy, aby ta odpowiedzi była na „tak”. Oni nie
potrzebują wsparcia. Lecz podporządkowania się.
- Ten
człowiek udowodnił, jak niebezpieczne są takie historyczne gry, w których nie
ma żadnych granic dla rekonstrukcji przeszłości i projektowania przyszłości.
Takiej prostej pokusie może ulec tylko człowiek mało inteligentna lub
inteligentny fanatyk. Majkowski jest w tej pierwszej [grupie]. Mało czyta. Nie
pisze. On nie ma żadnego dorobku literackiego. Analfabeta. Ale skuteczny
praktyk, za którego myślą inni. Słup dla nie swoich ogłoszeń – pisze Bohdan Huk
„Nasze Słowo” piórem m.in. Bohdana Huka, już
wcześniej wielokrotnie publikowało na swych łamach szereg kontrowersyjnych
tekstów. Autor "oburzał się, że Polacy protestują przeciw symbolice
OUN-UPA”. Sprzeciw Polaków wobec niej porównywał do stalinizmu i hitleryzmu.
Oburzało go nawet sformułowanie "Polski Przemyśl". W artykule na
łamach „Naszego Słowa” stwierdził m.in., że barwy UPA to symbol
"nowoczesnego ukraińskiego patriotyzmu", zaś "w Przemyślu w
stosunku do Ukraińców nastrój panuje taki, jak w ZSRR za Stalina", pisząc
o "przemyskim rezerwacie im. Berii". Dostawało się i innym przemyskim
działaczom jak choćby A. Zapałowskiemu.
Można by te wszystkie kalumnie pominąć
milczeniem, gdyby nie fakt, że wiele zaprzyjaźnionych redakcji z ZUwP powiela
tego rodzaju pomówienia. Czyni z nich medialny rezonans w kraju i poza jego
granicami. Warto byłoby sobie wyobrazić odwrotną sytuację. Polski działacz na
Ukrainie pisze w podobnym tonie o jakimś aktywiście np. ze „Swobody”. Ma to
miejsce w periodyku wydawanym przez tamtejszych Polaków, a finansowanym przez
ukraińskie państwo. Tylko czy znajdziemy taki polski periodyk finansowany przez
Ukraińców? Czy po potencjalnym opublikowaniu takiego artykułu do drzwi autora
nie zapukałaby od razu SBU? W Polsce autor pisze w piśmie „Nasze Słowo”
finansowanym od lat hojnie przez polskie państwo, ba może liczyć w swej
działalności na wsparcie wielu organizacji, fundacji współpracujących z
redakcją. Ci, którzy zostali obrzuceni przysłowiowym błotem muszą liczyć sami
na siebie. Nasuwa się pytanie:, po co tego rodzaju teksty?
Są dwa kierunki w
poszukiwaniu odpowiedzi. Pierwszy to sytuacja na Ukrainie i renesans
szowinistycznej banderowskiej ideologii, a także taktyka stosowana przez jej
wyznawców zarówno na Ukrainie jak i w Polsce. Szczególnie, gdy środowiska te
znalazły się w nowej sytuacji po zeszłorocznej uchwale Senatu i Sejmu RP nazywającej
zbrodnie UPA ludobójstwem. Taktyka ta obliczona jest na pobudzenie emocji i
negatywnych zachowań Polaków wobec Ukraińców. Ich przyczyną byłoby podłoże
historycznych rozliczeń, które wywołał m.in. film „Wołyń”. Przy tym nie ma
znaczenia, że zachowania takie nie mają miejsca w realnej rzeczywistości, a są
jedynie wytworem wirtualnym na potrzeby mediów.
Drugi aspekt to głębokie
przeświadczenie autora i jemu podobnych o słuszności i nieomylności swoich
racji i przekonań. Wiara, że ich działania przynoszą zamierzony efekt dla
ukraińskiej społeczności. Realne efekty tego rodzaju myślenia widać głównie na
Ukrainie. W tym momencie pozostańmy przy tym drugim aspekcie. By temat ten rozwinąć
i zrozumieć należy przybliżyć czytelnikowi szersze myślenie autora i udostępnić
przynajmniej w części fragmenty jego bogatej twórczości. Dobrym przykładem dla
zilustrowania tego tematu będą fragmenty obszernej pracy Bohdana Huka pt.
„Ukraina Polskie Jądro Ciemności”.
Praca wydana przez Stowarzyszenie Ukraińskie
Dziedzictwo, Przemyśl 2013 r. Jak pisze wydawca: „jest to nowatorska próba
spojrzenia na historię polskiego Kościoła rzymskokatolickiego, Korony Królestwa
Polskiego i szlachty na Ukrainie w XIV-XX w., której celem jest udzielenie
odpowiedzi na pytanie, czy polskiej obecności na tym terenie towarzyszyły
koncepcje i praktyki ludobójcze wobec Ukraińców (…)”. Czeka, zatem czytelnika
żmudna praca zapoznania się z fragmentami wspomnianej twórczości. Są długie i jest
ich wiele, jednak warto przedrzeć się przez ten gąszcz by wyrobić sobie własny
pogląd i opinię. Polecam tę lekturę szczególnie tym czytelnikom, którzy są
wyznawcami tzw. linii politycznej Giedroycia, wierzących w zrozumienie i odwzajemnienie
przekonań ze strony ukraińskich działaczy szowinistycznych. Jest to też lektura
obowiązkowa dla hierarchów kościoła rzymsko – katolickiego, którzy nie
rozumieją kierowanego chłodu do nich ze strony grecko katolickiej cerkwi. Warto
też by tę lekturę odbyli politycy PiS, wszystkich szczebli. Huk daje jasną
odpowiedź dlaczego działacze ZUwP wybierają politycznych partnerów w PO,
Gazecie Wyborczej, a nie w rządzącym PiS. My ze swej strony na łamach kolejnych
numerów „Głosów znad Sanu” nad treścią książki jeszcze się pochylimy. Zatem
zachęcam do długiej lektury.
Małgorzata
Dachnowicz
„
str. 16 i 17 (…) Refleksji nad historią polskiej obecności na Ukrainie nie
ułatwia dziś kult kresów, uprawiany jako prymitywne powtórzenie dawnego
przekraczania Ukrainy. Przekaz kresowy sprawia, że Polacy nadal jedną nogą
mieszkają Tam, w –Polsce-na-Ukrainie. Brak kresów w obrębie Rzeczypospolitej
nie uzyskał akceptacji w wyobraźni i świecie wartości Polaków (…) Zwolennicy
polskiej wielkości na wschodzie Europy, misji cywilizacyjnej i kresów – to
miliony dzisiejszych Polaków. Mało, kto spośród nich gotów jest dobrowolnie pogodzić
się z tym, że na wschodzie była Ukraina – kraj i państwo Ukraińców, a nie
polski fantazmat. Fantazmat nie ma zdolności krytycznego przekraczania samego
siebie, zatem Polakowi, który nie ma możliwości posiadania wiedzy historycznej
innej niż dotychczasowa, trudno jest zrozumieć, że państwo polskie, Kościół,
czy „biały dwór” szlachecki przyniosły Ukraińcom głęboki regres cywilizacyjny,
spowodowały zacofanie, biedę i dopuściły się zbrodni”.
„
str. 47 (…) Pora na uściślenie tego, co rozumiem pod pojęciem Rusi i Ukrainy.
Nazwa „Ruś”, bez względu na epokę, to odwoływanie się do Księstwa Halicko – Włodzimierskiego,
jako jednostki politycznej. Oznacza to także pewną ciągłość: województwo ruskie
Korony Królestwa Polskiego w latach 1434 – 1772, a następnie, do 1918 r. –
wschodnią część Królestwa Galicji i Lodomerii, zwaną inaczej Galicją Wschodnią,
wchodzącą w skład Cesarstwa Austriackiego, od 1867 r. – Austro – Węgier. Nazwy
„Ukraina” używam wobec ludzi i terytorium zagarniętego przez polską Koronę – a
nie Rzeczpospolitą – w 1569 r. Natomiast rozpatrując okres od 1918 r., stosuję
określenie „Ukraina” dla całego ówczesnego ukraińskiego terytorium etnicznego,
łącznie z jej częścią zachodnią. Przez „Ruś (Ukraina)” pojmuję także części
terytorium kolonialnego Kościoła i szlachty w kolejności ich ukazywania się na
polskim horyzoncie dziejowym: tylko Rusi przed 1569 r., a Rusi i Ukrainy po aneksji
lubelskiej. Analogicznie używam zapisu „Rusini i Ukraińcy”, ponieważ pod koniec
XIX w. Zamiast dotychczasowego „Rusina” zaczął się upowszechniać etnonim
„Ukrainiec”. Wraz z przyjęciem nowej, w zasadzie antykolonialnej, nazwy
narodowej, „nowy – stary Rusin” stał się Ukraińcem, wolnym Rusinem XX w., Człowiekiem,
który może znajdować się w sytuacji uprzedmiotowienia, lecz posiada pragnienie
bycia podmiotem dziejów i kultury.”
„str.
43 (…) dla Rusinów upadek Korony Królestwa Polskiego Rzeczypospolitej miał
posmak wolności. Idąc dalej: wydarzenie z 1795 r. było wizją lepszej
przyszłości dla dotychczasowej etnograficznej masy ruskiej – jej ukraińskiej
przyszłości etnicznej, ale okazało się także niezbędnym warunkiem zaistnienia
niepodległego państwa ukraińskiego w XX w.”
„str. 145 (…) Rozbiory dotknęły terytorium
księstwa Halicko – Włodzimierskiego wcześniej niż państwa polskiego. W 1387 r.
podzieliły się nim Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litewskie. To ostatnie
państwo w 1569 r. w Lublinie obroniło swoją suwerenność w zamian za następne
ziemie ruskie – Podlasie, Wołyń, Kijowszczyznę – oddane Koronie, która stała
się polskim „zbieraczem ziem ruskich.”
„ str. 139 (…) W sytuacji, kiedy polityczno –
kulturowa Ruś i Ukraina ustąpiły przed praktykami Kościoła i Korony Polskiej,
należy zadać pytanie, czy te kraje realnie gdzieś istniały i czy byli ludzie,
którzy poprzez swą egzystencję mogli nadawać ich nazwom znaczenie inne niż
nazwa geograficzna? Czy istniały żywe ciała będące nosicielami znaczenia „Ruś”
lub „Ukraina”? Otóż jedyną Rusią (Ukrainą), jako realnym ciałem było chłopstwo,
a przestrzenią – symboliczna Cerkiew, która posiadała zdolność utrwalania
pamięci na piśmie. Cyrylickie pismo i pamięć oczekiwały na swój czas. Cerkiew
powtarzała i konstruowała państwo ruskie.”
„str.
159 (…) Sami Rusini jasno rozumieli swoją sytuację podwójnego skolonizowania
oraz chcieli wykorzystać skłócenie kolonizatorów do własnych celów. Od momentu,
gdy w połowie XIX w. Zaczęli Myślec w kategoriach politycznych, nieobecność
państwa polskiego traktowali, jako pożądaną, tym bardziej, że Polacy
pretendowali do terytorium uważanego przez Rusinów (Ukraińców) za własne.
Niestety, we wrześniu 1939 r. polskie określenie „zaborca” pod adresem III
Rzeszy znowu po ukraińsku zabrzmiało inaczej, – jako „wyzwoliciel”.
„str.
29 (…) Kościół był najważniejszym zachodnioeuropejskim aktorem dziejowym na
Rusi/Ukrainie. Ta potężna instytucja w decydujący sposób wpłynęła na społeczno
– kulturowe oblicze Europy. W odniesieniu do państwa polskiego Kościół przez
wieki zarządzał ideologiami szlacheckimi, zwłaszcza sarmatyzmem i narodową
demokracją, które kulturowo legitymizowały hegemoniczną obecność szlachty
polskiej i jego samego na Rusi/Ukrainie; był źródłem podstawowych sposobów
kolonialnego odczłowieczenia Rusinów. Rzymskokatolicka strategia wobec
Rusi/Ukrainy kształtowała wschodni segment kultury polskiej i do dziś utrwala
negatywny stosunek społeczeństwa polskiego do Ukraińców. Drugim aktorem była
wspomniana już szlachta polska. Analizując jej rolę w systemie prawno –
ustrojowym, a także wpływy kulturowe w obrębie Rzeczypospolitej, w tym karierę
dziejową „białego dworku”, jako konkretnego miejsca w przestrzeni i relacjach
społecznych oraz mocnego symbolu kulturowego. Przemyślenie mechanizmów i
sposobów utrwalania przez ludzi Kościoła i szlachtę niezmiennie hegemonicznych
relacji społeczno – kulturowych z autochtonami Rusi/Ukrainy wykazało zasadność
przypisywania katolicko – szlacheckiemu „długiemu trwaniu” kategorii takich,
jak dominacja, kontrola, przemoc, biowładza i innych używanych w studiach
postkolonialnych do charakterystyki środków uprzedmiotowiania subalternów” (…)
Biorąc pod uwagę pańszczyznę immanentnie związaną z Kościołem i szlachtą,
mogłoby się wydawać, że trzecim aktorem będzie chłop ruski; jednak jest nim
pańszczyzna, instytucja usytuowana w obrębie praktyk społeczno – kulturowych
duchowieństwa i szlachciców, którą uważam za podstawowe narządzie sprawowania
kontroli grup dominujących nad subalternami.” (…) „ str. 31 stawiam hipotezę,
że polskie elity kościelne, państwowe i społeczne poprzez kolonizowanie
Rusi/Ukrainy i pańszczyznę współuczestniczyły w kreowaniu wydarzeń pośrednio
prowadzących do Wielkiego Głodu. Zaistniały także czynniki bezpośrednie: II
Rzeczpospolita w 1919 r. zlikwidowała Zachodnioukraińską Republikę Ludową i
stała się stroną w rozbiorze Ukrainy dokonanym wspólnie z ZSRR. Natomiast w
maju 1932 r. podpisując z ZSRR pakt o nieagresji, państwo polskie otworzyło
przed Stalinem niegraniczone możliwości zabijania Ukraińców bez obaw o reakcję
międzynarodową. Za wschodnią granicą II Rzeczpospolitej umierały z głodu miliony
Ukraińców, ale z Warszawy do Moskwy nie trafiła nawet jedna protestacyjna nota
dyplomatyczna, podobnie jak przez wiele wieków wstecz nie podniósł się ani
jeden głos o powstrzymaniu okrucieństw kolonizacji. (…) Przerażająca obojętność
Polaków wobec Hołodomoru i Holokaustu to XX- wieczne następstwo katastrofy
antropologicznej XVI – XIX w., którą był stworzony przez Kościół polski – przy
współudziale szlachty – pańszczyźniany system odczłowieczenia i bezgranicznej
eksploatacji człowieka przez człowieka”
„ str.
87 (…) W sferze społeczno – kulturowej nauka Kościoła rzymskokatolickiego była
oficjalną wykładnią wizji człowieczeństwa. Zobowiązywała katolików do
postrzegania Rusinów jako schizmatyków, a ich człowieczeństwa jako niepełnego i
gorszego. Kościół dokonał symbolicznej delegalizacji Cerkwi wschodniej,
podważył jej prawowitość oraz zdolność przechowywania i przekazywania prawd
objawionych, zanegował wartość udzielanych przez nią sakramentów i możliwości
zbawcze wobec człowieka. Zakorzenił w światopoglądzie religijnym swych
społecznie i narodowo dominujących wyznawców obraz Rusi i Ukrainy jako
terytorium regresu teologicznego i antropologicznego. Następstwem tego było
uznanie ruskiej chrześcijańskiej kultury wschodniej za niższą, naznaczenie jej
wyznawców piętnem schizmy , grzechu, umniejszenie ich wartości ludzkiej. W
stosunku do jej nosicieli polski szlachcic kresowy nie musiał dochowywać
obowiązku unii z Bogiem poprzez człowieka – Rusin nie był dziełem Boga
rzymskokatolickich chrześcijan. Kościół rzymskokatolicki sprawował sam i
poprzez sakralizację grup dominujących wspomagał nadzór nad sprawnym
funkcjonowaniem olbrzymiego aparatu przemocy społeczno – kulturowej na Rusi i
Ukrainie od połowy XIV po połowę XX w. Instytucja ta była zupełnie świadoma
sensu i skutków procesu, którego zbrodniczość ukrywała przy pomocy katolickiego
uniwersalizmu ukazywanego, jako synonim zachodnioeuropejskości tożsamej z
wyższością. Katolicyzm gwarantował Polakom na kresach poczucie, że ich
„sterylnie” białe dwory, normalna część świata, nie są oderwane od
rzeczywistości, a orgia przemocy jest misją cywilizacyjną”.
„
str. 198 -99 (…) W kontekście dzisiejszej polskiej pamięci o Wołyniu
zastanawiające jest to, że zapomnieniu uległy takie tragedie, jak Koliszczyzna,
Rabacja, pogromy 1917-1918 r. na Prawobrzeżu „hajdamackie okrucieństwa” 1918
-1919 w Galicji. Wszystkim towarzyszyło niewypowiedziane okrucieństwo, a mimo
to „ofiary” wracały, aby żyć na miejscu zbrodni dokonanej rok czy dwa wcześniej
na ich bliskich. Przyczyną zapomnienia było wtedy to, że prawo własności na
terenie kolonii nadal znajdowało się w rękach Polaków. Chłopi nie mogli go znieść
– musieliby uderzyć na Warszawę. (…) Powrót na kresy zakładał, zatem konieczność
podjęcia negocjacji. Obrazy zbrodni, przeciwstawiane zyskowi, spokojnie,
świadomie negocjowano na wielu płaszczyznach przy użyciu różnych pojęć i
wartości, takich jak misja cywilizacyjna obrona kultury europejskiej. (…)
Negocjacje stanowiły chłodno skalkulowaną inwestycję w możliwość bycia polskim
nadczłowiekiem. (…) Polacy płacili za Ukrainę nie tylko własnym umysłem i
ciałem, ale także umysłem i ciałem ofiar. Przyszłość za każdym razem miała się
w końcu okazać lepszą od niedawnej krwawej przeszłości. Obrazy męki polskich
katolików - sugestywnie utrwalone,
chociaż często kreowane na zamówienie, w tym na kreowanie martyrologium
katolicyzmu w Watykanie – wykonywały ważne zadanie dydaktyczne: pokazać
Polakom, iż tylko deterministyczna natura katolicyzmu da im siłę oporu wobec
prawosławnego fatum stepów, autochtonom natomiast uświadomić ich haniebną
naturę i powstrzymywać tychże przed nawrotami morderczych skłonności. (…)
Usunięcie napięcia między perspektywą utraty życia i powrotem na kresy daje
podstawę do wysnucia wniosku, że w wykładni Kościoła Ukraina odgrywała rolę –
racjonalnie nieobjętego tajemnicą wiary – żywej i nieustającej liturgii
świętej, podczas której Kościół składał autochtona w ofierze kolonizatorowi w
imię obietnicy odkupienia o nazwie władza i posiadanie Ukrainy (dalszym celem
była kolonialna katolicyzacja Rosji). (…) Kościół zamienił Ukrainę w terytorium
rzymskokatolickiego pogaństwa kresowego, ustanawiając Chrystusa jako krwawego
idola śmierci „w rzeczywistości cierpiał tylko katolicki Chrystus. Katolicki
wariant kolonizacji pozwalał urealnić Chrystusa i sprowadzać metafizykę na
ziemię: każda ofiara była dobra, katolicka lub prawosławnego, każdą można było
umieścić w kontekście Chrystusa i wskazać, że to on domaga się ofiary. (…)
Jednak to nie Ukraina była ewenementem, terenem przyciągającym antyludzki
kataklizm, lecz polski katolicyzm w rękach Kościoła, bowiem skutkiem wydrążenia
człowieka przez tę instytucję była także masowa obojętność katolików polskich
wobec tragedii Żydów w Polsce w okresie okupacji nazistowskiej”.
„ str.
207 (…) Po utworzeniu II rzeczypospolitej rządy polskie, Kościół, partie i
organizacje dokonały kulturowo – antropologicznej reinterpretacji Rusinów. Jej
wynikiem było wymuszone uznanie istnienia Ukraińców, ale jako nowego bytu
wymagającego dystansu. Administracja państwowa starała się przeciwdziałać
ukraińskiemu zagrożeniu w przestrzeni publicznej”.
„str.
127 (…) Myślenie Romana Dmowskiego i jego współpracowników o katolickim
państwie narodu polskiego wyprzedziło Mein Kamf Adolfa Hitlera z jego aryjskim
państwem narodu niemieckiego, którego celem głównym było zniszczenie Żydów i
ekspansja na Wschód.”. (…) str. 129 „Narodowodemokratyczne pojęcie „narodu
polskiego”, wcześniej ujmowanego jako społeczność szlachecka rozporządzająca
wyłącznym prawem użycia siły, odwoływało się do przemocy w nowoczesnym wydaniu
narodu polskiego – tym razem przemocy totalnej. Dmowski przerabiał szlachtę w
aparat władzy w przyszłym polskim imperium – aparat polskiego totalitaryzmu.
Jego wersję aryjską – NSDAP – wypracowali potem dla Niemców naziści. W
odniesieniu do podstaw sprawowania władzy na Rusi/Ukrainie pojęcia takie jak
„polska przewaga kulturalna” czy „polski dorobek cywilizacyjny” są dotychczas
błędnie – praktycznie chodziło o istnienie dostatecznej, w mniemaniu autorów,
bazy społeczno – ekonomicznej do sprawowania władzy opartej na przemocy”. (…)
Nowe stare państwo polskie miało koniecznie obejmować Ukrainę, Litwę i Białoruś
– nie można było ich się pozbyć, bo stanowiły szlachecką własność polską.
(Nawet hasło dalekiego od endecji Józefa Piłsudskiego „Polska będzie wielka
albo nie będzie jej wcale” dotyczyło jednego: Polska etnograficzna była zbyt
mała dla ogromnych rzesz szlacheckich i jej ziemi). Zbrodnicze było podstawowe
założenie: „Polacy nie odzyskają niepodległego bytu, jeśli zechcą oprzeć swe
stosunki z pozostałymi narodami historycznymi Polski na dobrowolnej umowie”.
Był to program podboju, kolonizacji i permanentnego terroru wewnętrznego. Tę
samą zasadę stosował nie tylko Hitler wobec Polaków, ale także komuniści polscy
wobec Ukraińców”. (…) str., 133 „Przy
czym nie tylko endecja, ale także piłsudczycy spadkobiercy imperialnej wizji
Marszałka, nie rozumieli, że między Rosją a Niemcami nie ma miejsca na trzecie
mocarstwo”.
„ str.,
151 (…) Gdy w latach 20 -40. XX w. w II
Rzeczypospolitej Ruś znowu –jak po akcie lubelskim z 1569 r. – spotkała się z
Ukrainą, powstanie chłopskie z Wołynia mogło zostać przerzucone do Galicji
Wschodniej. Import nie miał natury mechanicznej, a sterowaną (jakkolwiek trudno
było przewidzieć, kiedy nastaną warunki umożliwiające transfer): wołyńskie
Dzikie Pola ożywały w Galicji w ostatnich dziesięcioleciach XIX w. w ramach
programu zmiany wdrażanej wobec Rusinów przez ukraińską „Proświtę”. Ta
instytucja, greckokatolicka, ale na tyle prężna, by nie zwracać uwagi na
niekonsekwencje w paragrymacie, ubrała chłopstwo ruskie w kozackie szarawary
oraz nauczyła recytacji powstańczych kozackich wierszy Tarasa Szewczenki. Zatem
zrzucenie w Galicji w latach 1944 – 47 habsburskiego gorsetu poprawności
społeczno – kulturowej wobec polskich kolonizatorów było efektem „długiego
trwania” prawosławnych Dzikich Pół. Ten prawosławny margines, ciągle spychany
przez rzymski katolicyzm i Kościół do stanu „gorszych istot”, raz ujęty w
uznanie za własne karby antropologiczno – społeczne, nieprzerwanie przez 300
lat domagał się metropolii dla samego siebie, a nie kolonialnego państwa – bez
różnicy, bolszewickiego czy polskiego (rosyjski bolszewicki ateizm uważano za
taką samą herezję, jak polski katolicyzm). Prawosławna Koliszczyzna z 1768 r.
powtórzyła się, jako prawosławna rabacja w 1943 r. na Wołyniu i jej
„schizmatycka” odmiana w Galicji w 1944 r., czerpiąc ze wspólnego prawosławnego
rodowodu„.
„str.
171 Józefa Piłsudskiego, a nie Dmytra Doncowa wybrali sobie za ukrywanego przed
własnym społeczeństwem ojca chrzestnego przedstawiciele myśli i czynu
niepodległościowego najdynamiczniejszej części społeczeństwa ukraińskiego. Dla
grupy młodo oficerskiej tworzącej zręby UWO, a następnie OUN, Piłsudski nie
tylko był głównym budowniczym państwowości polskiej, ale także tym, który
dwukrotnie – w 1918 i 1926 r. potrafił stanąć na granicy między niewolą a
niepodległością państwową, demokracją i autorytaryzmem. I za każdym razem odnieść
sukces. Trudno przyjąć, że to woluntarystyczny nacjonalizm Doncowski, a nie
pragmatyczny nacjonalizm Piłsudskiego skłonił propaństwowo nastrojonych Ukraińców
do przewartościowań i utworzenia po zamachu majowym jego ukraińskiego
odpowiednika – OUN. Antydemokratyzm polskiego życia politycznego i kulturowego
bezpośrednio wpływał na antydemokratyzm poczynań ukraińskich”.
„str.
124 (…) Nowoczesny narodowodemokratyczny nacjonalizm polski był mutacją
sarmatyzmu wyrażaną w przeorganizowanym języku władzy i walki. Sarmacki naród
endeków miał odrzucić wszelkie ograniczenia, dawne reguły dyscyplinowania –
miał narzucić swą władzę nad życiem i śmiercią tak, by jak najbardziej zbliżyć
się do ideału: homogenicznej jedności sarmackich potomków i błogostanu
katolickiego milenaryzmu. „Silna jednostka” Dmowskiego to sarmacki „szlachcic
na zagrodzie równy wojewodzie”, „sarmatyzm” to „egoizm narodowy”, niechęć do
trywialności miasta to apoteoza ziemiaństwa itd. W zdaniu „Tylko silna
organizacja narodowa, na głębokim poszanowaniu tradycji oparta, zdolna jest
społeczności ludzkiej zapewnić zdrowie moralne na długi szereg stuleci”
widoczne jest nawiązanie do korzyści płynących z biowładzy w Koronie Polskiej
XVI – XVIII w. Dmowski przerzucał jedynie pomost między dawnym a nowym wiekiem,
dawnym i nowym panowaniem Rzeszy Szlacheckiej, wykazując, że to, co było
możliwe niegdyś, jest możliwe w stopniu o wiele większym w przyszłości.
Szlachtę należało ukazać jej samej oraz reszcie narodu jako niezmienne centrum,
przywrócić jej wiarę w siebie i zaufanie wobec niej, ustalić sens utrzymania
łączności i jedności wewnątrzgrupowej ponad granicami obcych państw. Do działań
narodowodemokratycznych można stosować następujące ujęcie późniejszych od nich
działań narodowosocjalistycznych w Niemczech: „Konsekwencją utworzenia
jednorodnej „wspólnoty narodowej” było wykluczenie różnych społecznie lub
rasowo „naznaczonych” grup. Dzięki temu „wspólnota narodowa” mogła osiągnąć tożsamość.
Dlatego też eliminacja „niepożądanych” otrzymała priorytet, obejmując coraz
większy zasięg. (…) Endecy przekształcili warstwę szlachecką w naród, ale nie
naród nowoczesny, a jedynie zdolny do utrzymania się na powierzchni życia
społecznego pośród europejskiej nowoczesności. Narodowe państwo polskie miało
kontynuować dawną Rzeczpospolitą, jakkolwiek ta była dziełem nazewniczym XIX
–wiecznej historiografii polskiej. (…) Należało tylko przygotować przyszłą
warstwę dominującą do podjęcia obowiązków
- sarmatyzm wracał do źródeł samego siebie, czyli nieograniczonej
władzy, walki i przemocy wewnętrznej, do państwa nieustającego stanu
wyjątkowego (…)”.
„str. 190 (...) Źródła strachu przed
chłopstwem nazwanym ukraińskim nacjonalizmem należało zwalczać wszelkimi
środkami – polska warstwa dominująca na Wołyniu za nic na świecie nie podjęłaby
się próby zrozumienia , że to nie ukraiński nacjonalizm, a wielowiekowe obrazy
i emocje wyobraźni pańszczyźnianej, które nie mogły zniknąć, powołały chłopa do
powstania – że to chłopska pańszczyzna zwróciła się przeciw swemu katolicko –
szlacheckiemu źródłu”.
„str.
191 (…) Katolicka szlacheckość określiła każdego Polaka jako pana życia i
śmierci prawosławnego autochtona. Gdy II Rzeczpospolita upadła, okazało się, że
w spadku po sobie pozostawiła wyrok śmierci na członków aparatu kolonialnego. W
1943 r. jego wykonawcami stali się autochtoni, zmuszeni przez polski „dwór” w
Londynie do wzięcia na siebie roli powstańców, w odpowiedzi na co kolonialna
wersja prawdy nazwała ich ukraińskimi nacjonalistami, a nawet ukraińskim
odpowiednikiem faszyzmu”.
„
str. 89 (…) Rozwiązania „prawne” przyjęte przez stan szlachecki kojarzą się z
XX – wiecznym prawodawstwem nazistowskim gwarantującym ochronę wyłącznie
narodowi niemieckiemu i przyznającym mu wyjątkowe prawo do życia, przestrzeni i
władzy nad wszystkimi innymi. Naziści w ten sam sposób gwarantowali Niemcom
nieskrępowane objęcie w posiadanie Lebensraumu w latach 30.-40. XX wieku, jak
400 lat wcześniej polska szlachta katolicka uzurpowała sobie prawo do
opanowania wschodu Europy. Ideologię nazistowską i szlachecką łączy także kult
ziemi (ekspansji terytorialnej) i nadczłowieka”.
„str. 47 – 48 (…) Zastanawiając się nad
wyborem formacji społeczno – kulturowej, która mogłaby dostarczyć materiału
porównawczego, najpierw myślałem o Hiszpanii. Podstawą były podobieństwa
królestwa hiszpańskiego i polskiego w XIV – XVIII wieku: przewaga szlachty, jej
fantazmat żydowski i arabski, kolonizacja Nowego Świata, eksploatacja i
wyniszczanie autochtonów, przyzwolenie na ludobójstwo Indian ze strony Kościoła
rzymskokatolickiego, ścisły związek Hiszpanii z Watykanem. Pomimo istnienia
także wielu innych podobieństw, zdecydowałem się jednak wybrać porównania z
dziejami Niemiec oraz ze stosunkami polsko – żydowskimi i polsko – niemieckimi
w samej Polsce. Stało się tak dlatego, że dzieje kształtowania się ideologii nazistowskiej
w Niemczech, a także nazizmu na ziemiach polskich i terytorium byłego państwa
polskiego w latach 1939 – 1944 stwarzają zadawalające możliwości porównania z
zawartością ideologiczną i dziejami polskich praktyk katolicko – sarmackich w I
Rzeczypospolitej, w okresie bezpaństwowości oraz w latach 1939 – 1947 wobec
innych kategorii ludności, w tym Rusinów/Ukraińców i Żydów. Podobieństwo
społeczno – kulturowego podłoża zbrodni nazistowskich na Żydach i Polakach oraz
polskich na Ukraińcach – bez ich utożsamiania czy zrównywania – jest na tyle
widoczne, że niewykorzystanie dotychczasowych ustaleń i hipotez w tej
dziedzinie obciążyłoby moją pracę dawnym błędem historiografii polskiej –
wyprowadzeniem stosunków polsko – ukraińskich z Europy i skazaniem ich na mono
etniczną homogenizację interpretacyjną. Zaznaczenie niemieckiego tła polskiej
reakcji na emancypowanie się Rusinów i konstruowanie przez elity ruskie
nowoczesnego narodu ukraińskiego jest konieczne – w Europie Środkowo –
Wschodniej procesy narodowo – twórcze przebiegały według niemieckiego wzorca
kulturowego i politycznego.”
„str.,
51 (…) Jeżeli chodzi o wspomniane na początku tego podrozdziału porównywanie
problemów polsko – żydowskich z polsko – ukraińskimi: możliwość zrozumienia
stanowiska Polaków wobec Ukraińców byłaby mniejsza, gdyby nie okupacyjny casus żydowski.
Umowa zawarta pomiędzy Polakami a nazistami, która przyczyniła się do tragedii
Żydów, i powojenne przyzwolenie na ich zabijanie zostały wyparte ze świadomości
społecznej przy pomocy propagandy antyniemieckiej i antynazistowskiej. Elity
polskie, Kościół, kultura narodowa i społeczeństwo potrafiły zintegrować
przyzwolenie na nazizm względem Żydów z odrzuceniem nazizmu okupującego państwo
i kraj Polaków. Podobną postawę zajęły wobec wrogiego komunizmu, zniewalającego
Polskę przy jednoczesnym ustanowieniu zażyłości z komunizmem przyjaznym,
ponieważ ten rozwiązał kwestię ukraińską.”
„str.
201 (…) Trwanie Wołynia w pamięci i przekazie – wreszcie ukazane jako coś
wyjątkowo okrutnego, a nie epizod – należy wiązać z zarządzaniem polskością
przez Kościół i świadomością jego hierarchii, że tym razem powrót na kresy nie
jest możliwy. Przyczyną nie jest wkroczenie racjonalności i realna ocena
potencjału Ukrainy, ponieważ ta nadal funkcjonuje w Polsce jako przestrzeń
podporządkowana – ale nieodwracalne ekonomiczne, społeczne i polityczne
następstwa wyparcia państwa polskiego z kresów, ze wschodu Europy, w tym
zejście ze sceny dziejowej szlachty jako grupy potrzebującej agresywnej
ideologii”.
„str.
192 (…) Armia Krajowa i Delegatura Rządowa na Kraj stały się taktycznym sojusznikiem
nazistów, ponieważ ci chronili Polaków przeznaczonych do obsadzenia kolonialnej
administracji przyszłego państwa polskiego przed chłopstwem, UPA, i partyzantką
radziecką. AK zawarła następnie porozumienie taktyczne z ZSRR i wspomagała
partyzantów radzieckich w walkach z III Rzesza (…)”
„str.
192 (…) Wobec Polaków na Wołyniu nałożyły się na siebie dwie rewolucje: Chłopska
i ounowska. Pierwsza – żywiołowa, działająca we wszystkich kierunkach przeciw
pańskim majątkom i ich aparatu. Druga planowa, jakkolwiek tylko w miarę
możliwości OUN – to rewolucja „narodowa” przesuwająca się od wschodu na zachód
w celu likwidacji struktur państwa polskiego. Każda z tych rewolucji
negocjowała warunki możliwości współpracy z drugą. Współdziałanie dwóch, w
zasadzie obcych sobie –spontanicznego i zorganizowanego – żywiołów, umożliwiało
nakładanie się na siebie kwestii społecznych i etnicznych”.
„str.
196 (…) A zatem Polacy byli zabijani nie ze względu na swoją polskość, ale ze
względu na państwo, które w taki czy inny sposób towarzyszyło ich fizycznej
obecności na Ukrainie. Zadawanie śmierci stanowiło wyraz kategorycznej niezgody
Ukraińców nie na ich fizyczną polskość jako Polaków, a na państwo polskie,
ponieważ urzeczywistnienie poprzez osoby Polaków – państwowców niosło ono
Ukraińcom śmiertelne zagrożenie w przyszłości”.
„str.
63 (…) Zależność polskiej historiografii hegemonicznej od własnej skóry
kulturowej, od kolonialnej postawy upodrzędniania sprowadza się dziś do
niebezpiecznej gry politycznej. Jej źródłem nie jest tylko przeszłość kultury
Polaków, ale dzisiejsze państwo polskie – Rzeczpospolita Polska, która nie
rezygnuje z odwoływania się do przeszłości jako źródła swej obecnej
prawomocności. To dlatego w ciągu ostatnich 200 lat wizja dziejów Rusi/Ukrainy
nie uległa zmianom. Kozackie powstania to dziś trochę inna UPA. Opisy wydarzeń z
1648 r. odpowiadają wołyńskim z 1943 r. Wołyńscy chłopi to hajdamacy. Kozak
Krzywonos to upowiec „Chrin”. Bandera to trochę inny Chmielnicki”. Tekst ukazał się w 30 nr kwartalnika "Głos znad Sanu" 2017 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz